(…) Okrzyk buchnął: ,,Szwedy! Szwedy!”
Próżno miasto się zasłania
Wałem paktów, murem ustaw,
Wśród rajtarii dzikiej wrzasku
Wjeżdża w bramy krwawy Gustaw
Trwoga padła na Warszawę.
Gomulicki.
„Gdzież jesteście wy, posągi, marmury, konterfekty ? Gdzie obicia szumne i jelonkowie? Gdzie malowidła, „mozaiki z różnych kamyszczków“, „zegarki ozdobne, szkatuły pańskie nadobne„, „dobrych, mistrzów rysowania„, „stołki, które się Kościół Wizytek od złota świecą„, „z marmuru pawimenty” ?
Jakże ubogą jest Warszawa dzisiejsza w porównaniu z tym przepychem i wykwintem Władysławowskiej epoki. Próżno by zapewne było żałośnie się rozwodzić nad stratą oderwanych od całości fragmentów, jakichś bujno a kunsztownie zdobionych schodów, jakiegoś szlachetnie pomyślanego pułapu, tam, gdzie ginęły niszczone czy zniekształcone całe środowiska dzieł sztuki, będące najpełniejszym wyrazem danej epoki.
Twardym, niemiłosiernym ciosem dla kultury Warszawy były katastrofy zewnętrzne, a w pierwszym rzędzie ów straszliwy orkan pierwszego najazdu szwedzkiego. Legło bez mała wszystko, co lec mogło, w gruzy, podcięto, co gorsza, u samego korzenia dobrobyt ludności miejskiej, rozpędzono ludzi, zrabowano skarby bezcenne”.
Rok 1655, rok „Potopu”, był prawdziwym rokiem klęski dla Warszawy: opłakane stosunki w Polsce, wyczerpujące walki z kozaczyną, podkusiły króla szwedzkiego Karola Gustawa do zerwania rozejmu sztumdorfskiego i uderzenia na Polskę.
Bardzo namawiał króla do tego czynu obrażony na Jana Kazimierza podkanclerzy koronny Hieronim Radziejowski, który gniew swój na króla skierował na całą Ojczyznę. Pospolite ruszenie Wielkopolski poddało się Szwedom bez protestu pod Ujściem, nieprzyjaciel zajął Poznań i szedł na stolicę.
Senat uradził, aby królową i skarby królewskie wysłać do Krakowa, a Jan Kazimierz udał się na Śląsk, pozostawiając w Warszawie 200 ludzi załogi. Ku stolicy zdążała armia 17.000 wyborowego żołnierza, zaprawionego do walk w wojnie trzydziestoletniej.
29 sierpnia 1655 Karol Gustaw stanął w Ołtarzewie pod Warszawą, żądając kapitulacji stolicy. Aleksander Giza, burmistrz ówczesny, musiał udać się do kwatery króla szwedzkiego, aby omówić akt poddania się bezbronnego miasta.
Wjechał Karol Gustaw od strony Ujazdowa i zamieszkał w zamku ujazdowskim. Na miasto nałożono kontrybucję 240.000 zł. ówczesnych, a nadto blisko 100.000 zł. na furaże dla koni i zapasy spiżarniane dla dworu i dygnitarzy. Owo „lytrum sueticum” podkopało na długie lata dobrobyt mieszczaństwa.
Po wspaniałej obronie Częstochowy wzmógł się duch rozbitej Polski: już w maju 1656 stanął Jan Kazimierz ze Stefanem Czarnieckim pod murami Warszawy, 1 lipca przypuszczono szturm generalny do miasta i zdobyto je, a Wittenberg 3 lipca poddał Warszawę.
Dwa tygodnie tylko pozostała stolica w rękach prawowitego króla: nastąpiła krwawa, 3-dniowa bitwa na Pradze. Dowodzili Stanisław Potocki, Hetman Wielki, Lanckoroński, Hetman Polny, Sobieski, Czarniecki, Sapieha, Wiśniowiecki, Gąsiewski, Połubiński i Pac. Z ogrodu Karmelitów Maria Ludwika osobiście obsługiwała armaty, rażące Szwedów na prawym brzegu Wisły. Pomimo straszliwych wysiłków w tej trzydniowej walce Jan Kazimierz musiał ustąpić, a fale potopu szwedzkiego znów zalały stolicę.
Karol Gustaw rozkazał zburzyć mury Warszawy, a okopy zrównać z ziemią. Jednak w następnym roku wojska szwedzkie opuściły miasto, a Jan Kazimierz wydał uniwersał z Częstochowy (21 marca 1657): „pragnąc dopomóc w usilnych staraniach magistratu i obywateli miasta naszego Starej Warszawy, względem naprawy rozwalin i zniszczonych przez Szweda murów… udzielam przywilej i pozwolenie królewskie na wolne zwożenie lub znoszenie kamieni i cegieł z gruntów, murowanych budowli, kamienic spalonych i opuszczonych dworców oraz wapna przy brzegu leżącego na gruncie zwanym Solec.”
W czerwcu 1657 r. zalały Warszawę wojska węgierskie, wołoskie i kozackie pod Jerzym Rakoczym, ks. Siedmiogrodu. Rakoczy zapewnił: że „Łaską swą zabezpieczy, żeby miasto Warszawa nie było od nikogo łupione, ani uciemiężone przez żołnierzy załogowych.“ Tejże nocy miasto było zupełnie przez kozaków zrabowane… był to pierwszy akt długich kozackich uciemiężeń aż do 1915 roku, t. j. przez lat prawie 250 z małymi przerwami.
Miasto spłynęło krwią: bezbronnych mieszkańców mordowano, nie przepuszczając ani duchownym, ani dzieciom, ani niewiastom. Kościoły zrabowano, domy spalono, a opis z 1659 r. mówi: „na Krakowskiem Przedmieściu po prawej ręce od zamku nie było ani jednego domu, a 50 placów pustych… Dziekania cała pusta… ulica Freta miała 5 domów, Rybitwia cała pusta… na ulicy św. Jerzego same puste place, ani jednego domu… na ulicy Wójtowskiej stało 5 chałupek, na Zakroczyńskiej 3”
Takie były okropne skutki pierwszego najazdu Szwedów.
Zaledwie odetchnęła stolica za rządów obu „Piastów”, Michała Korybuta i Jana III, gdy o mury jej uderzyła druga fala pod Karolem XII. W maju 1702 August II. uciekł z Warszawy, a w 10 dni po jego wyjeździe już młody „lew północy” zamieszkał na zamku. Armia Karola XII. liczyła 40.000 ludzi. Miastu polecono dostarczyć dla niej 320.000 funtów chleba, tyleż mięsa itp., a 80.000 zł kontrybucji.
Po upływie pół roku August II. wkroczył do Warszawy i zażądał od magistratu 3.000 korcy mąki i 4.000 korcy owsa. W lutym i marcu 1703 Karol XII. odebrał stolicę, a miastu kazano wypłacać 20.0 tynfów tygodniowo na utrzymanie wojska, nadto kazano i zażądał 2000 talarów.
Bez końca więc ciągną się te kontrybucje, nakładane na zbiedniałych mieszczan przez obie strony wojujące. Nic też dziwnego, że utonął w tej zawierusze cały dobrobyt mieszczaństwa; do tego straszliwy pożar zniszczył najpiękniejsze domy, a grasująca dwa lata zaraza morowa pozbawiła życia 30.0 ludzi, pić, ani doktora, ani cyrulika, „W zamku z 40 osób zostało jeno 3 we dworze wojewody płockiego z 72 ostało jeno 5, klasztory prawie wszystkie wymarły, w magistracie ostało jeno 3 radców, ze 150 szewców polskich zostało tylko 8. Na Lesznie zostało 3 gospodarzy, na Solcu żadnego… płaczu i lamentu podczas tej klęski nie można ani językiem, ani piórem wyrazić,… nie było co ani jeść, ani kopaczy grobowych stu umarło”
Niewiele przyniosło Warszawie panowanie Michała Korybuta, a jego rycerski następca Jan III. zajął się raczej okolicą miasta. Jego to pomysłem artystycznym był ten przepiękny pałac wilanowski, jedna z najpiękniejszych rezydencji monarszych w Europie środkowej .
Wykwintny ten pałac do dziś imponuje swym gustem i pięknymi liniami architektury. Budzi on podziw nie tylko swoich, lecz i cudzoziemców, nawet niemiecki publicysta z lat okupacji (1915 — 1918) zachwyca się pięknością pałacu i z podziwem zaznacza, że to istny klejnot gustu i dobrego smaku, „tym dziwniejszy, że król Sobieski znany był ze swych tatarskich upodobań“(?)
Królową Marysieńkę więcej zachwycała północna część okolic Warszawy i tam na tarasie wiślanym wzniosła sobie letni pałacyk zwany Marymontem. W mieście też królowa zbudowała wielkie magazyny i sklepy zwane Marywilem. Pewne fragmenty murów Marywilu weszły do gmachu Teatru Wielkiego, który na miejscu Marywilu stanął. Powstają też w tej epoce liczne kościoły o wielkiej wartości artystycznej, a w murach świątyń imponujące pomniki grobowe.
Rozgromione przez nieprzyjaciół miasto garnie się pod opiekę Opatrzności, a w wielkich fundacjach religijnych stawia sobie pomniki chwały. (…)
Powyższy tekst i ilustracje stanowią fragment: Warszawa; Aleksander Janowski; Wydawnictwo Polskie R. Wegner. Poznań Heliograwury (zdjęcia) wykonano w Zakładach Graficznych Biblioteki Polskiej w Bydgoszczy.