XIV.
W dniu 26 listopada 1806 roku, do Warszawy, opuszczonej poprzedniego dnia przez prusaków, weszły zwycięskie wojska francuskie. Skończyły się rządy Fryderyka Wilhelma; zaczęła się epoka Księstwa Warszawskiego.
Warszawa, tak zawsze skłonna do wybuchów, wprost szalała z radosnego upojenia. Napoleon Bonaparte wydawał się wszystkim aniołem, schodzącym z nieba dla podźwignięcia i wskrzeszenia złożonej da grobu Polski. Francuskich żołnierzy ugaszczano, jak zbawców ojczyzny; najpierwsze damy ubiegały się w zapraszaniu ich do siebie, w częstowaniu winem i ciastkami.
Nie dotykając politycznych dziejów kraju, zaznaczmy od razu, że dla Warszawy ten okres był jednym z najopłakańszych. Zewnętrzną świetnością przypominał czasy saskie; rozkładem moralnym i nędzą materialną jeszcze je przewyższał. Upadający pod ciężarem coraz nowych podatków, łudzeni niesprawdzającemi się nigdy obietnicami, Warszawianie tę tylko mieli pociechę, że język francuski, tak zawsze miły dla uszu Polaka, rozlegał się: teraz na każdym kroku, od szczytów społecznych aż; do nizin.
Kilkakrotny pobyt Napoleona w stolicy nic jej w zysku nie przyniósł. Dla cesarza francuzów byt to tylko etap w wielkiej, wciąż marzonej wyprawie na. Wschód. Wysilano się na coraz nowe objawy czci dla „bożka wojny“. Po wprowadzeniu kodeksu francuskiego, dokonanem z niesłychaną pompą, ulica Miodowa, gwoli upamiętnieniu tego faktu, została przemianowana na „ulicę Napoleona“. Gdy cesarzowi syn się urodził, zamierzano drogę do Bielan nazwać „ulicą króla Rzymskiego“. Już jednak na to czasu niestało.
W epoce Księstwa Warszawskiego nie przystroiło się miasto żadnym pięknym gmachem. Nie przybyła mu też żadna nowa świątynia. Zamknięto nawet jeden kościół z klasztorem księży Benonitów, mieszczący się na Nowem Mieście (właściwie przy ulicy Pieszej, pod 1877 — dziś fabryka wyrobów nożowniczych). Powód zamknięcia był dość błahy, ubliżenie oficerowi francuskiemu—okazało się wszakże później, że do zamknięcia klasztoru, niemal wyłącznie przez niemieckich zakonników osiadłego, były i ważniejsze przyczyny.
Jeśli w owym czasie dobytek narodowy o cośkolwiek realnego powiększył się, zdziałali to ci, co przyszłość na samopomocy oparli. Im to zawdzięczamy otwarcie Szkoły prawa (1808 r.), Szkoły lekarskiej (1809 r.) i założenie Ogrodu Botanicznego, nie dla zabawy publiczności, lecz dla pożytku kształcących się.
Na samym schyłku tego okresu, już u progu epoki następnej, pozyskała Warszawa instytucję wielkiej wagi, która dotąd chlubę jej stanowi, mianowicie Towarzystwo Dobroczynności. Potrzebę tej instytucji dawno odczuwano; ci i owi o urządzeniu jej marzyli — bezpośrednio do otwarcia jej przyczyniły się klęski, przez kampanię 1812 r. zrządzone. Towarzystwo Dobroczynności, zajęte w początkach głównie leczeniem i pielęgnowaniem rannych wojowników oraz opieką nad rodzinami zabitych, otwarto uroczyście w samą wigilię Bożego Narodzenia 1814 r.
W roku 1809 miała Warszawa u siebie nowych gości, omal nie panów—którzy jednak tylko nie cały miesiąc w jej murach przebywali. Byli nimi — Austriacy.
Inżynierowie francuscy, słysząc wiele o niestałości Wisły i trudności ujarzmienia jej mostem stałym, z wielką pewnością siebie podjęli się taki most, niczem nie wzruszony, wystawić. Skutek był ten, że ich wielkie dzieło Wisła, przy pierwszem wiosennem puszczeniu” lodów, doszczętnie zniosła.
Ksiądz Pradt, ambasador francuski, rezydujący w Warszawie, wymownem a bezstronnem bo francus-kiem piórem opisał, jak ciężki był los obywateli warszawskich za rządów tytularnych Fryderyka Augusta a rzeczywistych Napoleona. Najpiękniejsze gmachy publiczne i prywatne, nawet i świątynie, zabierano wówczas na szpitale wojskowe lub na czasowy postój wojska.
Po tragicznym odwrocie spod Moskwy, całe prawe skrzydło wielkiej armii skierowało się na Warszawę, i w niej rannych i niedobitków pozostawiło, Ponury był widok miasta, przepełnionego chorymi kalekami, nędzarzami, umierającymi i umarłymi. Na domiar złego, wypowiedziały nieszczęsnej stolicy walkę: woda i ogień. Dotknęło ją kilka wylewów Wisły, które pozbawiły mienia całą ludność dzielnic niżej położonych; gwałtowne pożary obróciły w gruzy wiele historycznych, pamiątkowych gmachów.
W roku 1807 spłonęła Biblioteka Załuskich przy ulicy Daniłowiczowskiej. Właściwie był to już tylko pałac prywatny, tę nazwę noszący, olbrzymią bowiem książnicę, zaraz po ostatnim rozbiorze kraju, do Piotrogrodu wywieziono.
W sześć lat później, straszny pożar szerzył się w pałacu „Kazimierzowskim” (na Przedmieściu Krakowskiem, gdzie dziś uniwersytet), za Jana Kazimierza siedzibą królewską będącym. Spłonęło w nim naówczas przeszło trzydzieści pawilonów.
Powyższy tekst stanowi fragment przedwojennego przewodnika po Warszawie: Warszawa dawna i jej pamiątki : przewodnik historyczno-pamiątkowy, Gomulicki, Wiktor (1848-1919), Spółka Drukarzy”, 1916 (Warszawa : Fr. Bogucki)