(…)
,,Biały pałac przegląda się w toni.”
Michałowski.
Dawny przepych i świetność Warszawy pozostawiły swe pamiątki w budowlach kościelnych i świeckich. O ile pierwsze z nich względnie były uszanowane przez najeźdźców o tyle znów budowle świeckie padały ofiarą pożogi wojennej, i wewnętrzne ich urządzenia bezlitosna pochodnia wojny rzucała na pastwę płomienia lub grabieży. Stąd z owego przepychu wnętrz, o jakim świadczą opisy, testamenty lub intercyzy magnackie, nie zostało do dzisiaj nic, albo prawie nic.
Gdzieś w powodzi wieków, w zawieruchach dziejowych zginął przepych pałaców: Ossolińskich, Daniłłowiczów, Radziwiłłów, Borchów, Chodkiewiczów, Mniszków i tylu, tylu innych. Z niektórych pałaców pozostały tylko mury, z innych nawet murów niema. Te same katastrofy spotykały i pałace rezydencjonalne monarsze, bo i one, a nawet one zapewne w pierwszym rzędzie, budziły łakomstwo grabieżców.
I nie było tego stulecia, w którym by nie ograbiono naszych siedzib królewskich. Pierwsza ograbiła zamek warszawski królowa Bona, zabierając zeń wszystko, co się dało unieść. Nawet obicia ze ścian obdarto, nawet kożuszki panien respektowych zabrano, a nieutulone w płaczu za surową matką królewny Jagiellońskie, jak zwykłe mieszczki, na cynie jadały, bo wszystkie srebra królowa – matka zabrała ze sobą do Włoch.
Z dużym pańskim i artystycznym przepychem urządzony zamek Zygmunta III został przez Szwedów ograbiony doszczętnie, a koleją losów większość wnętrz, z wielkim smakiem urządzonych przez Stanisława Augusta, ograbioną została przez carskich namiestników w Warszawie, przy tym nie tylko obrazy, sztychy, brązy, porcelana, kobierce, świeczniki i meble masowo były wywożone z zamku, ale Paskiewicz nawet marmury ze ścian wyłupywał i wywoził do Homla.
W czasie ewakuacji Warszawy 1915 roku, gdy już zdecydowano oddanie stolicy armii księcia Leopolda Bawarskiego, załadowano kilkadziesiąt wagonów meblami, obrazami, kobiercami, świecznikami z Zamku i Łazienek, i dopiero na podstawie traktatu ryskiego rzeczy te powróciły do naszych gmachów reprezentacyjnych.
Jak polski Akropol, Wawel uwieńczony jest siedzibą królewską, tak też i nowa stolica zamczysko panujących wzniosła na wysokim tarasie nadrzecznym.
Czy było tu kiedyś jakie uroczysko, poświęcone kultowi pogańskiemu — na pewno nie wiadomo, chociaż nazwa pod zamkowej ulicy Bugaj zdaje się naprowadzać na to przypuszczenie. Założenie zamku warszawskiego przypisują Konradowi II (1251 do 1255), choć niewątpliwie obronny gród musiał tu stać i dawniej. Konradowa budowla była jeszcze drewnianą, może na potężnym podmurowaniu, którego ślady zostały po dziś dzień w podziemiach gmachu. Podobno dwie wyniosłe baszty: turis curiensium (dworzańska) i turis civium (mieszczańska) miały zamykać fortyfikacje zamkowe.
Przy obecnie prowadzonej restauracji zamku odkryto cały szereg fragmentów, odnoszących się niewątpliwie do epoki mazowieckiej. 70 lat od śmierci ostatnich Piastów do zgonu ostatniej Jagiellonki nie pozostawiły na zamku warszawskim większych śladów.
Coś przerabiał tu Zygmunt August, bo orły zygmuntowskie znaleziono pod tynkiem, a królowa Anna kazała wybudować kurytarz, łączący zamek z katedrą świętojańską.
Skromny zamek książąt mazowieckich i cichej, pobożnej Anny Jagiellonki, ograbiony do tego przez Bonę, nie mógł odpowiadać świetności monarchy, którego włości prawie milion kilometrów kwadratowych liczyły. Pierwszą tedy pracą, jaką przedsięwziął Zymunt III po przeniesieniu stolicy z Krakowa do Warszawy, było rozpoczęcie budowy wspaniałego zamku.
Ta budowla, przez Andrzeja Hegnera Abrahamowicza wzniesiona, także wielokrotnym uległa przeróbkom. Zasadniczy pięciokąt dziedzińca głównego pozostał do dziś, ale zarówno mury zamkowe, jako też i wnętrze parokrotnie zmieniano. Nie został ślad z tej wielkiej sali, w której Szujscy bili pokłony Zygmuntowi III, wysokiej na dwa piętra sali, bogato w barokowym guście ozdobionej. Zmieniono doszczętnie teatr dworski, który budził podziw Jastrzębskiego, jako ,,theatrum cudowne, z perspektywami budowne„.
Świetność zamku podtrzymywał Władysław IV, ale już za panowania jego brata potop szwedzki zalewa cały kraj, zamek obdarto do gołych murów, we wspaniałych salach zamkowych mieści się lazaret i koszary, a butne rajtary depcą marmurowe posadzki, rysując ostrogami te miejsca, gdzie zbierało się przedstawicielstwo narodowe, gdzie zasiadał w majestacie ,,Rex Sueciae“, Zygmunt Waza i jego synowie.
Obcy zniszczyli zamek, obcy też, bo Sasi myślą o jego podźwignięciu: August Mocny, który lubił naśladować monarchów francuskich, stworzywszy imponujące gmachy rezydencjonalne w swej saskiej stolicy, pragnie i w Warszawie odbudować świetność monarszej siedziby. Druga wojna szwedzka stanęła na zawadzie realizacji planów królewskich. Jedynie tylko w pobliżu zamku ks. Jakub Lubomirski wzniósł pałacyk, kryty miast dachówki blachą, i stąd znany powszechnie pod nazwą „pałac pod blachą“.
Plany ojcowskie realizuje syn, August III. Dawne plany drezdeńskiego mistrza Póppelmanna ulegają pewnej redukcji, a Gaetano Chiaveri dodaje do zygmuntowskiego pięcioboku nowe skrzydło w kierunku północnym i ozdabia je piękną fasadą od strony Wisły.
Z niewiadomych przyczyn w r. 1767 wybuchnął pożar w przebudowanym zamku i zniszczył znaczną jego połać: Stanisław August został bez godnej monarchy rezydencji. Należało się spieszyć. Król powierzył prace nad odbudową Fontanie, a po jego śmierci Merliniemu.
Jak przy budowie pałacu Łazienkowskiego, tak i przy odnowieniu zamku sani król bardzo jest zajęty; „wybiera, grymasi, koryguje, wyszkolonych i estetycznie wyrafinowanych panujących swojej epoki„, pisze dr. A. Lauterbach. „A najbardziej reprezentacyjną budowlą tej epoki, a poniekąd herbem architektonicznym Warszawy jest pałac w Łazienkach„.
Gustownie i pięknie utrzymany park łazienkowski jest cząstką dawnego zwierzyńca książąt Mazowieckich, jaki otaczał myśliwskie dworzyszcze książęce w Jazdowie. Zwierzyniec ten istniał i po przeniesieniu stolicy z Krakowa do Warszawy. W końcu 17 wieku tereny zwierzyńca ujazdowskiego są własnością Lubomirskich, a jeden z nich, Stanisław wzniósł wśród stawów pawilon łazienkowy, o którym wspominają kroniki, że był ,,po królewsku wystawiony, stiukiem i rzeźbą ozdobiony„.
Stanisław August marzył o cichej zamiejskiej ustroni i w tym celu nabył od Lubomirskich Ujazdów wraz ze zwierzyńcem. Podmokły i zabagniony teren zwierzyńca
należało osuszyć, i dopiero wtedy król powierzył Merliniemu misję stworzenia tu zacisznego, małego pałacyku. Centralnym punktem nowej budowli miał być dawny pawilon łazienkowy Lubomirskiego.
Zdolny Włoch ślicznie rozwiązał zadanie: do środkowego pawilonu dobudował dwa skrzydła, nadbudował piętro i stworzył całość tak niewypowiedzianie piękną przez swą prostotę i wykwint, że próżno by szukać gdziekolwiek w Europie podobnego pieścidełka, jakiem jest pałacyk Łazienkowski. W tak rozplanowanym pałacu powstało kilka sal, jak sala Salomona, sala balowa i inne, a na górze małe zaciszne pokoiki mieszkalne uzupełniają te wielkie parterowe sale recepcyjne.
Salę tę zdobią malowidła Bacciarelliego, Plerscha, rzeźby tworzyli Monaldi, Righi, Le Brun, Pinck, Staggi. Wspaniałe tarasy i schody prowadzą od pałacu do stawów, a taras frontowy zdobią artystyczne grupy, czasami kopje arcydzieł, czasami oryginalne rzeźby i figury, jak np. stojąca tuż nad taflą stawów ,,Wisła“.
Taras północny z figurami gladiatorów i lwów prowadzi nad staw, zamknięty po przeciwnym krańcu wspaniałym pomnikiem Sobieskiego. Natomiast od strony tarasu południowego znajduje się na stawie wysepka z kopią ruin pałacu Palmiry, co stanowi przepyszne ramy sceny teatru. ,,W stanisławowskim parku na ostrowie jest theatrum Króla Jegomości: ponad wodą nad podium jest scena, przeciw sceny pólkrągłe dla gości, przeciw sceny na kamiennym otoczu siedli w tronach wielcy tragikowie„. (Noc Listopadowa).
Nie może być nic estetyczniejszego nad spektakl w teatrze na wyspie. Dają tam czasem balety i operety komiczne.
W czarowną noc czerwcową srebrzysta tarcza księżyca w pełni błękitnawą poświatą okrywała stary park. Wśród wielkich drzew rozwodziły słodkie trele słowiki, a wtórowały im w stawach łazienkowskich chóry żab ,,co grały jak harfy eolskie, żadne żaby nie grają tak pięknie jak polskie„. Ani ci śpiewacy ciszy drzew, ani owe chóry stawów nie lękały się zupełnie czarownej fali Strausowskich walców z granego wówczas Barona Cygańskiego. Tak muzyka, jak i fabuła
tej pięknej operety stapiały się harmonijnie ze śpiewem słowików i chórem żab, z blaskiem pełni księżyca i refleksami purpurowych świateł na stawie. W pewnej chwili cicho nadpłynęły dwa białe łabędzie, które wyglądały jakby odlane ze stopionego srebra. Był to najpiękniejszy wieczór mego życia… miałem lat 20, a Ona siedziała obok mnie pod gwiaździstym niebem. Z całej duszy życzyłbym każdemu, aby przeżył choć jeden taki upajający wieczór przesycony wonią kwitnących jaśminów.
Inaczej bywało tu półtora wieku temu: „gondole iluminowane, podpływając pod gorejący światłami amfiteatr, zabierały baletników i opływały staw wśród pląsów i pieśni— W dziejach baletu dwa widowiska szczególnie się upamiętniły: „Kleopatra” i „Porwanie Aspazji„.
Wielki karuzel odbył się w setną rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej przy odsłonięciu pomnika Króla Jana III.: „potem zaczęło się przyzwoite stanom rycerskim igrzysko. Biegali paziowie dla zbierania pierścieni, strzelali z pistoletów do figur murzyńskich, ścinali im głowy pałaszami, lub podnosili z ziemi na kopiach; to powtarzało się po trzykroć z powszechnym u wszystkich spektatorów poklaskiem. Na- koniec potykali się ze sobą rycerze, strzelając i siekąc się w pałasze. A wreszcie rozgorzała bitwa ognista i wojenna z zamieszką wszystkich uczestników. Trwał karuzel 5 kwadransów. Po czym król udał się do nowego teatru na Kantatę i balet heroiczny, gdzie ujrzano jakąś zarówno obszerną, jak wzruszającą historię z czasów starożytnych. Czułe płakały damy, widząc przygody miłosne Agathysa z Cephalidą i Parmenona z Ełianą.
Chwalebna ciekawość tak pięknego widowiska sprowadziła do Łazienek, prócz około tysiąca powozów, tak wiele ludzi różnego stanu, że napełnili i okryli wszystkie pagórki okoliczne. Można by śmiele powiedzieć, że do 30 tysięcy głów tam się znajdowało”. (Wasylewski. Na dworze króla Stasia.) Zanim ukończono pałac Łazienkowski, wybudowano na prowizoryczne mieszkanie królewskie t. zw. Biały Domek, posiadający tylko jedną salę i parę pomniejszych ubikacji. Jest to gustowny blok architektoniczny, ozdobiony wewnątrz freskami w guście pompejańskim.
Do kompleksu budowli łazienkowskich dodać też należy pałac t. zw. Myśliwiecki, albo Myślewicki, gdzie mieszkał Ks. Józef. Jest to bardzo piękny gmach o gustownym frontonie, ozdobiony sztukateriami. Szkoła podchorążych, kordegarda, „eremitorium“, stara i nowa pomarańczarnie uzupełniają kompleks gmachów parku łazienkowskiego.
Do reprezentacyjnych gmachów Rzeczypospolitej zaliczyć należy i pałac Belwederski, zbudowany według planu Kubickiego. Już w r. 1764 kupił król pałacyk Paców, stojący na tarasie wiślanym, a od pięknego widoku ze wzgórza na równiny nadrzeczne zwany z włoska Belwedere. Pałacyk ten rozebrano, a w r. 1822 wzniesiono obecnie istniejącą budowlę pełną skromnych form, a jednak artystyczną i pełną gustu.
Pałac Belwederski w układzie bardzo przypomina słynny Biały Dom, siedzibę prezydenta Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie, jeno w miniaturze. Mieszkańcem tego pałacu był kiedyś okrutny W. Ks. Konstanty Pawłowicz, a dziś w jego murach mieszka i nad losami Polski przemyśla Zwycięski Wódz, Twórca Armii Polskiej, Pierwszy Marszałek Polski, Józef Piłsudski. (…)
Powyższy tekst i ilustracje stanowią fragment: Warszawa; Aleksander Janowski; Wydawnictwo Polskie R. Wegner. Poznań Heliograwury (zdjęcia) wykonano w Zakładach Graficznych Biblioteki Polskiej w Bydgoszczy.