(…)
Więc pierś modlitwą zaniosła się łzawą, A usta szepcą: ,,dla Ciebie Warszawo”
Wiersz Legionów.
Połyskują w słońcu złociste krzyże stołecznych świątyń. Kolumnady pałacowe ostre odcinają cienie. Po ulicach stolicy przepływa barwny potok ludzki. Wykwintne stroje… uśmiechnięte twarze… figlarne spojrzenia. Po południu zaroiło się od wybiegającej ze szkół dziatwy. To Warszawa przyszłości, czy raczej przyszłość Warszawy.
Jaka jednakże jest jej przeszłość? Nie ta, o której już nam piszą kroniki, lecz ta, co zapisała ją w wielkiej swej księdze przyroda sama?
I tę tajemniczą księgę umie już dziś odczytać uczony. Odczytał on, że teren dzisiejszej stolicy nie zawsze był lądem, że kiedyś szumiały tu oceany, a na głębokości 240 m. od poziomu dzisiejszych ulic i placów znaleziono margle kredowe, które powstawały na dnie jakichś odwiecznych mórz.
Również na dnie mórz, chociaż późniejszych, układały się grube warstwy piasku z ziarnami glaukonitu, a proces ten odbywał się prawdopodobnie w epoce, gdy dopiero zaczął się wypiętrzać masyw Alp i Karpat.
I czego tu nie było w długim pochodzie wieków I Po słonowodnych morzach nastały jakieś jeziora słodkowodne, które wypełnione zostały przez znane pstre iły, a na nie nasuwał się parokrotnie lądolód, potężny całun lodowy o 1000 metrowej miąższości.
W odwiecznej walce żywiołów musiały ustąpić owe barykady lodowe przed zwycięskimi promieniami słońca. Olbrzymie, niesłychane masy wód topniejącego lodowca, nie mając odpływu, tworzą wielkie bagniste zastoiska, nad których brzegami powstawały piaszczyste wydmy, punkty oparcia dla pierwotnego człowieka, co za cofającą się pokrywą lodową posuwał się ku północy.
Wreszcie zimne wody zastoiska spłynęły czy wsiąkły, a siła wód płynących poczęła rzeźbić dzisiejsze kontury tarasu wiślanego, na którym rozbudowała się stolica. Oswobodzone od nadmiaru wód obszary w zwycięskie posiadanie brała roślinność. I ta jednak w ciągu niezwykle długich okresów geologicznych ulegała bezustannym zmianom: były czasy, gdy rosły na Mazowszu magnolie i palmy, były też czasy panowania drzew szpilkowych, które sączyły żywicę, kamieniejącą w bursztyn. Wreszcie na polodowcowych osadach poczyna rozrastać się puszcza, którą już karczuje pierwotny osadnik nadwiślański, by potem zamienić ten obszar na wykwintny park.
Człowiek tak gorliwie niszczył puszczę, że całkowicie zmienił oblicze krajobrazowe okolic Warszawy: zniknęła zupełnie puszcza Jaktorowska, w której w 17. wieku jeszcze chroniono tury. Z puszczy Kampinoskiej zostały tylko szczątki, a jedynie na piaszczystych nieżyznych obszarach rozrasta się bór sosnowy z podszyciem z jałowca, wrzosu, borówek lub jeżyn.
Gdzie gleba gliniasta została, tam las przeważa liściasty: graby, dęby, a podszycie mieni się od przylaszczków, pierwiosnków, poziomek, paproci i całego tego przepięknego ludu leśnego, co szuka najdogodniejszych dla siebie warunków wegetacyjnych.
Jakże bogaty musiał być tu różnymi czasy świat zwierzęcy!
W zielonawych piaskach oligoceńskich trafiają się zęby rekinów na głębokości 175 m. od powierzchni ulic, co odpowiada 90 metrom poniżej poziomu Bałtyku; znajdowano pod Warszawą kości nosorożca, słonia, znajdowano też rogi i kości reniferów, a gęsto rozsiane szczątki tura, żubra, jelenia kopalnego są to zapewne już kości ofiar myśliwskich zapędów pierwotnego człowieka.
I jeżeli podziwiać musimy te wielkie zmiany w życiu ludności na wiślanym brzegu od tej epoki, po której w urnach pozostały spalone na węgiel kości pierwotnych osadników, do dzisiejszych parków, jeszcze dziwniejsze są dzieje przyrody tej części naszego kraju I Zmieniają się morza i lądy, klimat borealny i podzwrotnikowy, lodowce i pustynie… „pokłady naszych glin, iłów, żwirów i piasków pozyskały swoisty wyraz bezcennych niekiedy dokumentów, pozwalających odcyfrować szczegóły, związane z trwaniem tajemniczej jeszcze pod wieloma względami epoki lodowej. A bogactwo takich dokumentów mamy w okolicach Warszawy nadzwyczajne“. (Stanisław Małkowski).
Zarówno więc księga przyrody, jako też i księga ludzkości na tym tarasie lewego brzegu Wisły, gdzie piętrzą się dziś mury stolicy, tyle mają interesujących kart, że do ich przeczytania nie starczy życia człowieka.
Bo wieleż to lat, wiele wieków płynie codziennie to zjawisko, że w szkarłatnym płaszczu nad Warszawą omdlałe słońce gaśnie krwawo”, a każdy dzień to jakaś zmiana i w przyrodzie, i w życiu ludności i w jej dziejach w tym dziwnym grodzie, co był i potęgą i „żałosną wdową polskiego ludu“. (…)
Powyższy tekst i ilustracje stanowią fragment: Warszawa; Aleksander Janowski; Wydawnictwo Polskie R. Wegner. Poznań
Heliograwury (zdjęcia) wykonano w Zakładach Graficznych Biblioteki Polskiej w Bydgoszczy.