(…) Mój akt miłości synowskiej do rodzinnego miasta przeważnie chwali jego dawną świetność, albo też boleje nad jego żałosnymi losami. Ale historia miasta, liczącego VII wieków, nie kończy się na dniu dzisiejszym: poza świetną przeszłością miasto będzie miało jeszcze świetniejszą przyszłość.
Osada rybaka Warsza odegra w świecie rolę, o jakiej nie myślał nie tylko ów legendarny rybak, ale też ani Janusz Mazowiecki, ani Zygmunt Waza, ani nawet rozkochany w Warszawie Stanisław August.
Iście amerykański rozmach rozrostu Stolicy nie zamknie się w ramach dzisiejszej „Wielkiej Warszawy” a jak my dzisiaj ze wzruszeniem patrzymy na Rynek Staromiejski, jako na ośrodek dawnego życia i rozkwitu miasta, tak za lat 100, czy 200 ówcześni mieszkańcy patrzeć będą ze wzruszeniem, a może z politowaniem na to, co budzi naszą dumę dzisiaj.
Niewątpliwie sfera ich wpływów i stosunków znacznie się rozszerzy, imię Warszawy się rozsławi. Będzie ona miejscem wszechświatowego znaczenia w handlu międzynarodowym, a przepowiednia Lessepssa, iż stanie się Warszawa największym miastem Europy, niewątpliwie się ziści.
Jak uboga wioska mazowiecka, dzięki swemu położeniu geograficznemu prześcignęła inne grody Mazowsza, tak też w dalszym pochodzie i rozwoju prześcignie niewątpliwie sąsiednie centra wielkiego handlu i zapanuje jako wszechwładna królowa. Ku Warszawie zwracać się będą z niepokojem oczy wschodu i oczy zachodu, o jej względy zabiegać będą interesy Atlantyku i interesy Pacyfiku. Jej wola będzie władną na kontynencie Eurazji, a paromilionowe mrowisko jej mieszkańców trzymać będzie w swych dłoniach splot interesów świata. Do tej wielkiej roli Warszawa musi się przygotować, musi rozważyć swe potrzeby i starać się je zrealizować.
O potrzebach Warszawy pisano dużo: pisał Eligjusz Niewiadomski, że artystyczne potrzeby stolicy wymagają Galerii Narodowej, Galerii Mistrzów Europejskich, Glyptoteki, żąda Biblioteki Sztuk Pięknych i Wydziału Architektury w Szkole Sztuk Pięknych, słowem, jako artysta, myśli Niewiadomski tylko o potrzebach artystycznych.
Dalej poszedł dr. Alfred Lauterbach, pisząc swoje „Potrzeby estetyczne Warszawy“. Wiele z jego żądań już zostało zrealizowane: rozebrano sobór na placu Saskim, zaczęto porządkować Powiśle, opracowano plan regulacyjny. Mimo tych pewnych zarządzeń potrzeby estetyczne miasta są jeszcze bardzo wielkie. Dr. Lauterbach proponuje regulację placów, zmianę banalnego charakteru ulic, zwiększenia zadrzewienia ulic, placów i parków, słowem nadania miastu piękniejszego wyglądu, godnego reprezentacyjnej Stolicy.
Wszystkie uwagi Autora są zupełnie słuszne i prędzej, czy później muszą być one wprowadzone w życie, chociaż to będzie wymagało szalonych nakładów, ale któż nie podzieli uwagi dra. Lauterbacha, że: „Miasto, które chce żyć pełnią życia, które ma przekazane tradycje Stolicy, nie może oszczędzać na sztuce.”
Ale do tego estetycznego rozwoju Stolicy trzeba przygotować odpowiedni podkład, a sprawa planu regulacyjnego i wprowadzania go w czyn staje się kwestią coraz bardziej palącą.
Porusza ją często p. Adam Wolmar, najlepszy dziś znawca Warszawy i szczery obrońca jej potrzeb. Uważa on za jedną z naj ważniejszych spraw stworzenie wielkiej linii komunikacyjnej N. S., przecinającej Warszawę od Mokotowa do Bielan. „Fale ludzkie w Warszawie muszą płynąć wąskiimi strumieniami. Jeżeli szlak dawny: Nowy Świat, albo późniejszy: Marszałkowska są zajęte, to wielkie stołeczne miasto zdaje się być zatarasowane.”
Takie zatarasowanie odbija się bardzo szkodliwie na całym codziennym życiu miasta. Czasem pochód jakiś, czy pogrzeb, gdy dla okazania czci niosą na ramionach trumnę np. od Politechniki na Powązki, hamuje cały ruch miejski. Setki tramwajów stoją bezradnie w długim łańcuchu, czekając aż powolny pochód skręci gdzieś, lub przepuści normalne środki komunikacyjne. Tysiącom ludzi pokrzyżowano plany, sparaliżowano zajęcia. Niestety, ciasnotę ulic widzimy nie tylko w staromiejskiej dzielnicy, charakteryzuje ona i Warszawę 19 wieku w południowej części miasta, a obecnie zaznacza się ona i w nowych dzielnicach tworzonych na peryferiach. Ciasno i wąsko. Starczy to na 2 — 3 dziesięciolecia, a potem wypadnie walić całe dzielnice, by otwierać łatwą komunikację, szerokie i długie perspektywy. „Pragniemy wszyscy, aby Stolica była piękna, wygodna, miła, słoneczna i powietrzna, ogrodami wieńczona i przestronna“, woła Wolmar, a Lauterbach za motto swej pracy wziął Arystotelesa:
„Miasto powinno być tak zbudowane, ażeby obywatele czuli się bezpieczni i szczęśliwi„.
Pomimo, że ulice są u nas wąskie, że place nie odpowiadają wymaganiom artystycznym, że tymczasem jeszcze niema Galerii Narodowej, że na ulicach czasami ani przejść, ani przejechać nie można, są jednak i dzisiaj obywatele „bezpieczni i szczęśliwi„.
Lecz, aby uzyskać ten nastrój, należy koniecznie wysunąć obok już wymienionych potrzeb jeszcze jedną, ale może najważniejszą: oto trzeba swoje miasto kochać całą duszą i poświęcić mu swą pracę i twórczość, jak to czyni np. Piewca Warszawy Or-Ot, który przez parę dziesiątków lat sławi jej splendor, miłosnym uczuciem obejmując stare mury i zaludniając je typami nie dzisiejszego dnia. W poezji Or-Ota Stare Miasto” żyje, drga, błyszczy, promienieje, a „każdy mur, czy załom” przemawia mową z serca w serce, drga żywą krwią i mieni się barwami.
Żadne miasto w Polsce nie ma tak wiernego Trubadura, tak niezachwianego w swym uczuciu, tak młodzieńczo patrzącego w starą kronikę Warszawy. Wprawdzie „polichromia staromiejska wypędziła ducha Rynku“ według opinii Or-Ota, ale gdy czas złagodzi kontrasty barw, gdy stuszują się pewne jaskrawości, to nasz kochany poeta pogodzi się z tą nowością na starych murach. Wszak to też przejaw twórczości z roku 1928, jak te mury są pozostałością po artystach z 16, 17 i 18 wieku.
Miłować trzeba całą duszą, nie wykluczając nic. Miasto, jak człowiek, ma swe cechy miłe, lub przykre, ma swe momenty potęgi i depresji, ma swe sympatie i uprzedzenia, ma swe choroby i kuracje, swoje triumfy i upadki. Z tym się trzeba pogodzić i kochać Stolicę, jako miasto pełne tradycji narodowych, miasto Wielkiego Sejmu i Majowej Konstytucji, miasto ks. Józefa i Staszica, miasto rzezi Pragi, Nocy Listopadowej, miasto zamknięte redutami Woli i stokami Cytadeli, gdzie zawisnął na szubienicy Traugutt i jego towarzysze z Rządu Narodowego. Trzeba kochać Stolicę, gdzie tworzyli Sienkiewicz, Prus, Żeromski, Reymont i tylu innych, co aureolą sławy otoczyli imię Polski. Trzeba ją kochać za jej młodzież zawsze patriotyczną, za jej lud, co wydał i Kilińskiego i Okrzeję, za to, że nigdy się nie upokorzyła, za to, że dziś jest siedzibą Najwyższych Władz Państwa. Zbędnym byłoby wyliczać te tysiączne powody, co budzą miłość do Warszawy, którą „trzeba kochać nie połową, ale całą duszą„.
Ja, syn tego dziwnego miasta, to tylko mogę powiedzieć, od czego zacząłem:
„Jam Twój, Tyś moja”.
Powyższy tekst i ilustracje stanowią fragment: Warszawa; Aleksander Janowski; Wydawnictwo Polskie R. Wegner. Poznań Heliograwury (zdjęcia) wykonano w Zakładach Graficznych Biblioteki Polskiej w Bydgoszczy.