(…) Dumą i chlubą każdego miasta są jego muzea. Warszawa niestety przez długie czasy nie mogła poszczycić się tym dorobkiem kulturalnym, tą „arką przymierza między dawnymi i młodymi laty“, jaką są muzea. W trakcie, gdy na zachodzie Europy muzea przekształcały się z prywatnej własności monarchów na instytucje narodowe, w tym czasie Warszawa, zepchnięta do rzędu gubernialnych miast rosyjskiego imperium, nie mogła nawet marzyć o zapomogach miasta lub państwa, bez czego żadne muzeum istnieć nie może.
Wysoce wartościowe zbiory „Polski ostatniego Augusta„, jak słynny gabinet rycin, zbiory miedziorytów, galeria obrazów, wszystko wywieziono na północ. Nie były pewne nawet zbiory prywatne, więc starannie je ukrywano, aby nie zwróciły na siebie chciwej uwagi zaborców.
Zresztą i oni sami, wiedząc, że muzeum jest zawsze świątynią, poświęconą przeszłości, której byli zapamiętałymi wrogami, nie chcieli dawać pozwolenia na otwarcie jakichkolwiek zbiorów.
Powszechnym wówczas sposobem warszawskim trzeba było obchodzić surowe przepisy i podstawiać placówki kulturalne pod różne inne tytuły. Tak powstało „Muzeum Przemysłu i Rolnictwa“, odznaczając się tym, że nie było tam nic ani z przemysłu, ani też z rolnictwa. Były to zbiory etnograficzne początkowo egzotyczne, uzupełnione później przez okazy z życia ludu naszego. Początek dały tu zbiory p. Leopolda Janikowskiego z Kamerunu, a następnie dział egzotyczny uzupełniali ideowi nasi wygnańcy syberyjscy, którzy w tęsknocie za ojczystym krajem słali doń co tylko mogli zdobyć wśród ludów Dalekiego Wschodu i mroźnej północy. Dzięki temu Muzeum zdobyło bardzo cenne rzeczy z życia i twórczości ludów rasy mongolskiej .
Trudno było muzeum w Warszawie wypełniać samą tylko egzotyką. To też wkrótce rozpoczęło się gromadzenie okazów kultury ludowej, zarówno materialnej, jak i duchowej, przy czym doskonale zorganizowano dział prehistorii. W ostatnich latach życie wysunęło istotną potrzebę zbiorów z dziedziny przemysłu i rolnictwa. Dlatego też zaczęto niektóre sale zapełniać okazami tego typu, uszczuplając miejsca etnografii, która prędzej, czy później musi niewątpliwie znaleźć się w ramach wielkiego Muzeum Narodowego.
Warszawskie Muzeum Narodowe jest kreacją powojenną. Miasto Warszawa posiadało z darów prywatnych skromną galerię obrazów dawnych mistrzów. Były to w większości bardziej lub mniej udatne kopie, oraz trochę oryginałów. Cały katalog zawierał zaledwie 600 numerów obrazów.
Gdy władze rosyjskie ustąpiły, Komitet Obywatelski, obejmujący całokształt życia Stolicy, zwrócił uwagę i na zagadnienie muzealne. Powołał więc Radę Muzealną z obywateli, a dyrekcję powierzył panu Bronisławowi Gembarzewskiemu. Był to dla przyszłego muzeum wybór opatrznościowy. Nowy dyrektor całą duszę swoją oddał powierzonej sobie placówce. To mniejsza, oddać duszę idei to nie jest trudno, ale oddać jej cały swój czas i energię, wszystkie myśli i wszystkie poczynania, całe zdrowie i zapał, to może zrobić tylko człowiek wyznaczony do tej pracy przez los, człowiek widzący w powierzonej sobie placówce całe swoje szczęście.
To też rezultat i ogólny wynik jest zdumiewający: z owych paruset obrazów, co stanowiły zawiązek zbiorów, rozwinęło się i powstało Muzeum, posiadające 30 działów i 150 000 numerów katalogowych. W dziale obrazów są takie perły, jak matejkowski autoportret, jak Gierymskiego słynne Trąbki, jak Chełmońskiego Babie lato, jak Bacciarelliego portret Stanisława Augusta i autoportret i cała wielka galer ja mistrzów swoich i obcych. Osobna sala poświęcona jest Warszawie. Trudnym jest do pomyślenia, aby jakiś uczony, piszący o Warszawie, nie rozejrzał się w tych materiałach, jakie do dziejów Stolicy zgromadziło Muzeum Narodowe. Budżet miasta przeznacza znaczne sumy na zakupy, a prócz tego płyną do Muzeum liczne depozyty i dary.
Muzeum Narodowe połączone jest z Muzeum Wojska, a oba te muzea zajmują gmach dawnego cyrkułu policyjnego, gdzie zaledwie część eksponatów można było wystawić, a wielka ilość okazów musi leżeć pochowana w składach.
Ten brak miejsca skłonił Zarząd Miasta do decyzji w sprawie budowy nowego specjalnego gmachu. Wybrano na ten cel puste ogrody przy Alei 3 Maja, i na tym terenie wznosi się gmach, mający ćwierć kilometra frontu! Będzie to budowla monumentalna, wzniesiona według najnowszych wymagań muzeologii, godna Stolicy potężnego
Państwa. Prawdopodobnie pomieszczą się tu nie tylko zbiory, zgromadzone przez miasto, lecz i t. zw. „Zbiory Państwowe„, bo przecież trudno w jednym mieście budować dwa muzea, a zbiory państwowe nie mają należytego pomieszczenia.
Może przy tej okazji ukażą się na światło dzienne kopie rzeźb antycznych, zgromadzone przez Stanisława Augusta pod nazwą „Gabinetu odlewów“. Zbiory te nie były wywiezione do Rosji, ponieważ stanowiły obiekty zbyt ciężkie i kłopotliwe do przewozu. Dlatego też od kilkudziesięciu lat leżą one w podziemiach Uniwersytetu, odwiedzane zapewne jedynie przez szczury.
Nie został też wywieziony gabinet zoologiczny, zamieniony obecnie na Muzeum Przyrodnicze, chociaż i ono poniosło straty, wywieziono bowiem stąd w 1915 r. bardzo cenną kolekcję kolibrów. Muzeum Przyrodnicze ma fatalne pomieszczenie: sale ciasne i ciemne, okazy skupione gęsto, trudne do obejrzenia; niestety, bogate zbiory tutejsze tracą zupełnie przez to niewygodne natłoczenie. To też budowa specjalnego gmachu na pomieszczenie przyrodniczego działu staje się koniecznością. Niepodobna przecież, żeby Stolica nie posiadała dobrze zorganizowanego tak ważnego działu, jak Muzeum Przyrodnicze.
Gdy kto opowiada o braku zdolności organizacyjnych w narodzie polskim, ten powinien zaznajomić się z dziejami Muzeum Narodowego w Warszawie, a przekona się, że umiłowanie przedmiotu, twarda wola i energia jednostki mogą zdumiewające dać wyniki prawie nie prawdopodobne, jak to Muzeum, co z 600 numerów katalogowych rozrosło się do 150 000 w ciągu paru lat, a z paru ciemnych sal na antresoli przeniesie się do wspaniałego specjalnego gmachu.
Gdy Warszawskie Muzeum Narodowe otworzy swe podwoje, będzie to jednym z dowodów twórczości ducha polskiego, który odnosić może triumfy nie tylko na polach bitew, ale i w mozolnej codziennej pracy składania dowodów duchowej tężyzny polskiej.
Niewątpliwie po wzniesieniu odpowiedniego monumentalnego gmachu popłyną no niego szerokim strumieniem dary i depozyty od osób prywatnych, które teraz powstrzymuje od złożenia tych ofiar nieodpowiednie pomieszczenie obecne. Ale już i teraz lwia część zbiorów mieści się w skrzyniach i spichrzach, bo pomieszczenie jest zupełnie nie odpowiednie.
Muzeum Wojska specjalnie cierpi na brak światła, a tak drogie sercu Polaka pamiątki, jak pistolety Ks. Józefa, lub drewniana kula Sowińskiego ledwie że dadzą się obejrzeć. (…)
Powyższy tekst i ilustracje stanowią fragment: Warszawa; Aleksander Janowski; Wydawnictwo Polskie R. Wegner. Poznań Heliograwury (zdjęcia) wykonano w Zakładach Graficznych Biblioteki Polskiej w Bydgoszczy.